Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi forti z miasteczka Kraków. Mam przejechane 10485.87 kilometrów w tym 97.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy forti.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1210.89 km (w terenie 23.00 km; 1.90%)
Czas w ruchu:49:53
Średnia prędkość:24.27 km/h
Maksymalna prędkość:66.37 km/h
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:43.25 km i 1h 46m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
27.46 km 0.00 km teren
01:00 h 27.46 km/h:
Maks. pr.:49.69 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Ostatnia przejażdżka w lipcu

Wtorek, 31 lipca 2012 · dodano: 31.07.2012 | Komentarze 0

I zakończył się kolejny miesiąc... Kolejny, w którym poprawiam wynik za poprzedni miesiąc. Chociaż ciągle jest mi mało... Muszę zacząć jeździć znaczenie więcej :D Tym gorzej, że w sierpniu zapowiada się posucha pomimo urlopu :P Ale kto wie :D

Dane wyjazdu:
23.34 km 0.00 km teren
00:50 h 28.01 km/h:
Maks. pr.:55.75 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Kolejny poniedziałek...

Poniedziałek, 30 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 0

W sumie normalnie... po niedzielnym odpoczynku i głębokiej regeneracji fajnie dzisiaj się jechało ;]

Dane wyjazdu:
289.93 km 0.00 km teren
12:11 h 23.80 km/h:
Maks. pr.:61.58 km/h
Temperatura:40.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Kraków-Wisła-Kraków

Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 0

W sobotę przyszedł czas na długo oczekiwaną trasę do Wisły. W planach miałem ją od dłuższego czasu, ale jak dotąd wykonałem jedną próbę jej przebycia. Skończyła się po 25 kilometrach jak tylko powrócił ból w kolanie ;/

Plan pobudki na 4 rano był dobrym rozwiązaniem, ponieważ pogodynka zapowiadała ciepły dzień, a do tego noc była równie ciepła. Ja jednak standardowo nie miałem ochoty tak wcześnie zwlekać się z łóżka. Spałem może 4-5 godzin a mimo wszystko czułem się wyspany ;] Przestawiłem budzik na 6... i jak zadzwonił nie było mocnych i szybko zwlekłem się z łóżka. Szybka krzątanina, która trwała prawie półtorej godziny zakończyła się startem o 7:20 w trasę. Przez miasto udało mi się szybko przejechać i po godzinie byłem już w Skawinie. Stamtąd obrałem kierunek na Rzozów i dalej na Kalwarię Zebrzydowską. Od Rzozowa zaczyła się dłuższa wspinaczka, chociaż dość płaska z kilkoma hopkami :D Najpierw co ciekawe był mniej więcej 300 m podjazd ze średnią 10% nachylenia, a tuż przed Kalwarią Zebrzydowską natura oddała swoje i był zjazd również o nachyleniu 10% :D
Do Kalwarii dotarłem po niemal równo 2 godzinach jazdy (jeśli dobrze pamiętam było dokładnie po 1:45). Z Kalwarii prosto uderzyłem w kierunku Bielska-Białej.

Do tej pory udało mi się już złapać fajny rytm i jazda tą trasą była bardzo przyjemna. Trzymałem równe i mocne tempo, do tego kierowcy zwracali mimo wszystko na mnie uwagę i jedynie jeden pajac z autobusu postanowił wyprzedzać mnie w odległości 10 centymetrów od kierownicy w dodatku na podjeździe. W nagrodę dostał z łapy w karoserię :D
Taka podróż z pięknymi widokami mogła by trwać w nieskończoność. Do Andrychowa dotarłem w niecałą godzinę i stamtąd nadal szybko jechałem prosto do Kęt. Z Kęt droga była płaska i tak sobie jechałem, i nagle (ponieważ wstępny plan zakładał dojazd do Bielska-Białej), dojechałem do ronda kierującego na Żywiec. Szybko podjąłem decyzję, że jadę inną drogą :D To był dobry ruch, ponieważ udałem się w kierunku Porąbki i jeziora międzybrodzkiego oraz żywieckiego. Tam widoki napawały ogromem pozytywnej energii ;D Tam też przy zaporze Porąbka osiągnąłem 100 km trasy po niespełna 3 i 42 minutach drogi ;]
Stale wzrastająca temperatura coraz bardziej dawała się we znaki i z początkowych 20-21 stopni w Krakowie, w okolicach Żywca dobijała już do 41 stopni! Koniec to jednak nie był. W Tresnej przyszedł czas na uzupełnienie bidonów w wodę. Niestety zbliżało się południe i jechało się coraz ciężej, więc choćby 20 minut w cieniu był ratunkiem nie do ocenienia. Dalej zjechałem do Łodygowic, a stamtąd odbiłem na Szczyrk. Niestety po przerwie czułem, że z siłami jest coraz gorzej. Do Szczyrku udało mi się jeszcze dojechać w miarę szybko. Tam jednak jazda odbywała się już tylko po górę. Z początku było to prawie nie wyczuwalne, ale moje nogi mnie o tym wyraźnie uświadamiały. Doszedł do tego też dość mocny wiatr w czoło ;/ W końcu przystanąłem na jakimś przystanku i odpocząłem sobie jakieś 20 minut.

W głowie pojawiało się coraz więcej myśl zmierzających do poddania się i zawrócenia. Jednak ambicja nie pozwoliła mi na to i rozpocząłem wspinaczkę na Biały Krzyż. Na nim zmęczenie w nogach dawało ogromnie znać o sobie i przynajmniej 3 razy musiałem się zatrzymać, żeby złapać choć odrobinę sił w nogach. Nawet podjazd z Bukowiny Tatrzańskiej pod Głodówkę nie dał mi się tak we znaki, a dystans był bardzo podobny. Nie wiem ile dokładnie zajął mi ten podjazd, ale na oko trwało to na pewno co najmniej godzinę. Co gorsza podjazd ten najeżony jest zakrętami i jak tylko wydawało mi się, że to już będzie koniec podjazdu w oddali rysował się kolejny zakręt, który ewidentnie nadal wiódł pod górę :D Najgorszym widokiem byli mijający mnie inni bikerzy zjeżdżający z góry. Sam w końcu też dotarłem na szczyt i teraz to ja wymijałem kolejnych odważnych wdrapujących się na szczyt z tym, że od strony Wisły.
Zjeżdżając do Wisły ograniczałem prędkość ponieważ moje nogi nie były zbyt chętne do odpoczynku.

W Wiśle zrobiłem 45 minutową przerwą z czasem na dwa banany, jogurt, bułę i duże ilości picia. W między czasie miałem zamiar odwiedzić jeszcze koleżankę w Oświęcimiu i nawet wstępnie się z nią umówiłem... Liczyłem, że jak wyrobię się w godzinę do Bielska, to do 17 zdążę do Oświęcimia. Do Bielska udało mi się dotrzeć po mniej więcej 1 i 15 minutach. Niestety zmęczenie po tym czasie było już na granicy moich wytrzymałości. Z jazdy do Oświęcimia kategorycznie zrezygnowałem i po kolejnej 30 minutowej przerwie ruszyłem dalej. Nagromadzonych sił po soku pomidorowym wystarczyło na równo godzinę pedałowania - zdążyłem przejechać prawie 30 km. W Andrychowie postanowiłem się zatrzymać na kolejną przerwę. Przez jakieś 20-25 minut leżałem sobie na ławce z podniesionymi lekko do góry nogami. Ta przerwała pozwoliła mi na jazdę w miarę szybko przez kolejną godzinę. Jednak tym razem nie przejechałem już tak dużo. Ostatni dłużysz postój zaliczyłem również na ławce w Kalwarii Zebrzydowskiej. Na zegarku było już po 20, ale bez przerwy nie dałbym rady dłużej jechać w miarę mocnym tempem.

Z Kalwarii drogę powrotną znam już dość dobrze, więc miałem wyobrażenie co mnie na niej czeka. Udało mi się to wykorzystać i do samego Radziszowa udawało mi się pedałować ponad 25 km/h. Robiło się już coraz ciemniej, a ja miałem okulary przyciemniane, których ściągnąć nie mogłem ponieważ wówczas moje oczy nieustannie atakowane byłyby przez stada różnej maści owadów. Co chwilę słyszałem tylko jak kolejne uderzają o szkiełka. W Radziszowie postanowiłem, że w Skawinie muszę się zatrzymać chociaż na 5 min, dodatkowo przekonał mnie do tego żołądek, który zaczął się domagać karmienia. W kieszenie nie miałem już dużo pieniędzy, które wystarczyły na duże Prince Polo. Zęby mnie od niego strasznie rozbolały, a na przepłukanie ust miałem już tylko resztki wody ;/

Po chwili postoju żwawo jak tylko się dało ruszyłem na Kraków. Przez miasto nie miałem już najmniejszej ochoty jechać. Będąc już tak blisko cały myślałem już tylko o kąpieli i wygodnym łóżku...

W końcu ok. 22:20 przybyłem wymęczony pod blok... Ale i bardzo zadowolony z samego siebie, że pomimo wszystko UDAŁO SIĘ!!!

Później to już tylko kąpiel i sen... to 7 nad ranem. Tak szybko się wyspałem :D Nogi w sumie nie bolą za bardzo, czuję jedynie zmęczenie w mięśniach i braki w organizmie minerałów i innych przydatnych składników. Ale czemu się dziwić, skoro w Wiśle mogłem skrobać z siebie i ubrań kryształki soli, a maksymalna temperatura jaką zobaczyłem na liczniku wyniosła 42.5 stopnia (w Wiśle).

Na razie mam problem z dodaniem zdjęć, ale na pewno się pojawią... Niżej za to mapka z trasą, a wcześniej profil podjazdu pod Biały Krzyż.

PODJAZD POD BIAŁY KRZYŻ - PROFIL

Mapka trasy:

#lat=49.719506005916&lng=19.178741315917&zoom=13&maptype=ts_terrain
Kategoria 200 i więcej km


Dane wyjazdu:
23.60 km 0.00 km teren
00:50 h 28.32 km/h:
Maks. pr.:50.16 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Nadszedł piątek

Piątek, 27 lipca 2012 · dodano: 27.07.2012 | Komentarze 0

Jest i piątek... tempo nadal wysokie :P Kupiłem na przetestowanie isotonic, i jutro go wypróbuję na długiej trasie :D

Wcześnie rano pobudka, bo pogoda się bardzo dobrze zapowiada - właściwie to pogodynka.pl zapowiada :D

Dane wyjazdu:
23.47 km 0.00 km teren
00:51 h 27.61 km/h:
Maks. pr.:50.16 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Deszczowy czwartek...

Czwartek, 26 lipca 2012 · dodano: 26.07.2012 | Komentarze 0

Jazda w deszczu jest bardzo przyjemna :D Szczególnie w ciepłe dni :P Najgorsze jest tylko jak za dużo wody dostanie się za okulary i zacznie zalewać oczy ;/

Dane wyjazdu:
23.72 km 0.00 km teren
00:50 h 28.46 km/h:
Maks. pr.:50.64 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Dziwna środa

Środa, 25 lipca 2012 · dodano: 25.07.2012 | Komentarze 0

Jakaś dziwna ta środa była... wszystko się psuło, nic nie chciało działać, z wyjątkiem roweru ;]

Dane wyjazdu:
23.27 km 0.00 km teren
00:50 h 27.92 km/h:
Maks. pr.:47.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Standard

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 24.07.2012 | Komentarze 0

Dzisiaj już standardowo do pracy i z pracy bez przygód, ale nadal szybko ;]

Dane wyjazdu:
27.47 km 0.00 km teren
01:00 h 27.47 km/h:
Maks. pr.:53.17 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Poniedziałkowy speed...

Poniedziałek, 23 lipca 2012 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Coś się ze mną dzieje... dobrego oczywiście :) Od tygodnia poczułem jakąś ekstra moc i coraz szybciej pedałuje, a przy tym wcale nie wiele bardziej się męczę :D Chyba wszedłem na jakiś wyższy poziom wtajemniczenia :D
Chociaż nie powiem, na razie czuję w nogach jakby zmęczenie tym wszystkim, ale nie zamierzam odpuszczać :D
Jak jutro ponownie uda mi się wydrzeć ponad 30 km/h na podjeździe bez zwalniania...

Dane wyjazdu:
101.70 km 2.00 km teren
04:10 h 24.41 km/h:
Maks. pr.:65.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Szlakiem wapieni

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 0

Moje dzisiejsze plany zakładały realizację trasy z Krakowa do Wisły. Niestety rano przebudziwszy się byłem jeszcze mocno zaspany, a co gorsza czułem jeszcze nogi z wczorajszej przejażdżki. Postanowiłem sobie tę trasę na razie odpuścić i poleżałem sobie do 8...

Jak już wstałem to zjadłem zabójcze sphagetti, przygotowałem dwie buły, wodę i batony :) Ruszyłem kilka minut po 9, i po kilku kilometrach zrozumiałem, że fatalnym pomysłem było założenie długiego rękawka ;/ Chociaż jak się później okazało przydały się długie rękawy przy niektórych zjazdach :D

Na początku szło mi bardzo niemrawo i nie czułem, że mogę wykręcić dzisiaj jakąś fajną odległość. Może przez to, że pojechałem świetnie mi już znanymi drogami i właściwie przez pierwsze 10 km nie czekały mnie żadne nowości :P Najpierw przejechałem sobie przez Witkowice do Zielonek, a stamtąd do Modlniczki i dalej przez Tomaszowice, Bolechowice do Karniowic. Ostatnio w tej ostatniej miejscowości pojechałem w górę przełajem i zaliczyłem Dolinę Będkowską. Teraz jednak pojechałem prosto na Kobylany i dalej do Radwanowic (jak się tam chwalą to miejscowość, która została odznaczona krzyżem walecznych). Tam trochę się zakręciłem i musiałem się kawałek wrócić, po czym obrałem kierunek na Dubie.
Zaraz za Dubiami zaczęła się miejscowość na końcu świata - Żary. Tam przywitał mnie bardzo fajny podjazd, malowniczo przedzierający się pomiędzy dwoma wzgórzami totalnie zalesionymi. Widać, że ludziom jeszcze się go nie udało okiełznać co mnie bardzo cieszyło ;] Dalej niestety droga nagle się kończyła i zaczynała się szutrowa ścieżka...

Nie przeraziła mnie ona i pognałem nią wprost przed siebie. Dojechałem nią do Racławic i najpierw zacząłem kierować się w kierunku Paczółtowic, jednak stwierdziłem, że pojadę jednak w drugim kierunku :D Tak sobie jadąc dojechałem do Przegini, z której pojechałem w kierunku Jerzmanowic. Najpierw na zjeździe wyprzedził mnie szosowiec, ale jakoś tak słabo mu się jechało na podjazdach. Na pierwszym to zauważyłem, ale jeszcze nie udało mi się go dogonić. Na zjeździe trochę odjechał, ale później zaczął się dłuższy podjazd... Mi się udało złapać dobre tempo i sporo przed połową go dojechałem, ale jego tempo było na tyle słabe, że wolałem go wyprzedzić i nie ciągnąć się za nim ;/

Z drogi olkuskiej odbiłem na Ojców. Zdarzyło mi się tę trasę już chyba 3 razy pokonywać, ale tak szybko jeszcze nie. Dostałem niezłego kopa ;] W Ojcowie jednak postanowiłem sobie chwilę odpocząć, przyszła też pora na uzupełnienie bidonów. Wypiłem też małego Gatorade'a i zjadłem aż jednego batona i bułkę. Po jakichś 20 minuta ruszyłem z Ojcowa w kierunku Skały. Gatorade też zrobił swoje i na podjeździe do centrum Skały udało mi się nie zwolnić poniżej 19 km/h - w sumie jakieś 2 km, ale ledwie 4%.

Ze Skały jako, że droga prowadziła cały czas w dół złapałem fajny rytm i chyba nigdy jeszcze nie miałem tyle frajdy z jazdy. Nawet wiatr mi nie przeszkadzał ;]
Po dojechaniu do Iwanowic Dworskich skierowałem się na Zielonki i generalnie po drodze nic ciekawszego się nie działo z wyjątkiem kilku podjazdów, które również udało mi się w niezłym tempie pokonać - czyli jednak nogi nie były aż tak bardzo zmęczone jak myślałem z rana. Z Zielonek postanowiłem (a raczej na tym się nie zastanawiałem), mocno ruszyć. Średnią do tego momentu miałem w granicach 22 km/h, a do "mety" zostawało mi prawie 10 km. Na tym odcinku udało mi się cisnąć cały czas ponad 30 km/h. Przez dłuższy czas jednak udawało mi się trzymać 35 km/h. Na początku próbował mnie dojechać jakiś biker jadący od Ojcowa, ale w końcu odpadł :D Tak nie zwalniając tempa udało mi się dojechać szczęśliwie...

I co najważniejsze ani razu nie poczułem lewego kolana :D Chyba cudowne ozdrowienie :D Teraz jeszcze niech wrócą cieplejsze dni i na przyszły weekend będzie można machnąć może ponad 200 km :D

A teraz zdjęcia:



I profil podjazdu w Żarach:
Profil podjazdu w Żarach

Jeszcze o mapce bym zapomniał:

#lat=50.203124852262&lng=19.685034379882&zoom=13&maptype=ts_terrain
Kategoria 100-200 km


Dane wyjazdu:
58.47 km 0.00 km teren
02:00 h 29.23 km/h:
Maks. pr.:38.67 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Szybka sobota

Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 21.07.2012 | Komentarze 0

Prognozy pogody na dzisiaj nie nastrajały pozytywnie dlatego też postanowiłem odpuścić sobie wczesne wstawanie i wyspałem się :D

Popołudniu jednak nie wytrzymałem i pojechałem :D Dałem sobie 3 godziny czasu na jazdę... i tuż po 16 byłem w trasie. Najpierw objechałem sobie Nową Hutę - pusto na drogach i cisza w około. Dalej przez most Wandy przejechałem na Rybitwy, gdzie było dość mokro od deszczu. Jakoś tak przyjemnie mi się jechało, wiatru prawie zero, ok 20 stopni ciepła no i dużo sił w nogach ;D Udawało mi się trzymać dobre tempo więc stwierdziłem, że trzeba ustanowić nowy rekord średniej prędkości ;] Z Rybitw żwawym tempem dojechałem pod Galerię Kazimierz, a stamtąd prosto bulwarami i nową DDR wzdłuż Księcia Józefa do Kolnej. Stamtąd wróciłem trasą Tyniecką pod most Dębnicki - wiatr na powrocie dawał już mocno w kość, ale nie odpuszczałem a nogi mi w tym bardzo pomagały.

Dalej przejechałem przez Kościuszki i Kasztelańską dojechałem do Błoni. Nimi szybko przejechałem się wzdłuż al. Focha i 3 maja skręcając w Piastowską. Dalej już nigdzie nie skręcając dojechałem aż do Różyckiego i wzdłuż mojej nowej trasy do i z pracy dotarłem przez Żabiniec do 29 listopada. Ostatnie 2 kilometry pokonałem bardzo szybko, oby tylko zmieścić się w dwóch godzinach. Szkoda tylko, że równocześnie nie wybijał licznik 60 km. Pod samym blokiem licznik wybił za to równo 2 godziny :D

W samej końcówce jednak nogi już coraz mocniej dawały o sobie znać, mięśnie miały już nieco dość :D
Cieszę się, bo kolano dzisiaj się nie odezwało, a w kość dałem sobie równo...

Jutro postaram się powalczyć z wypadem do Wisły ;] W sumie mam zaplanowaną trasę na ok. 180 km.
Kategoria 0-100 km