Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi forti z miasteczka Kraków. Mam przejechane 10485.87 kilometrów w tym 97.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy forti.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

200 i więcej km

Dystans całkowity:1047.18 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:42:15
Średnia prędkość:24.79 km/h
Maksymalna prędkość:61.58 km/h
Suma podjazdów:1790 m
Suma kalorii:6666 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:261.79 km i 10h 33m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
236.97 km 0.00 km teren
09:06 h 26.04 km/h:
Maks. pr.:59.06 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1790 m
Kalorie: 6666 kcal

Runda 123 - Przełecz Lipnicka (Krowiarki)

Niedziela, 21 lipca 2013 · dodano: 22.07.2013 | Komentarze 0

Śmignęło się, a zdjęcia z opisem wieczorem...
Kategoria 200 i więcej km


Dane wyjazdu:
223.04 km 0.00 km teren
07:50 h 28.47 km/h:
Maks. pr.:36.51 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Odwiedziny w Dębicy

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 29.08.2012 | Komentarze 0

Po krótkim urlopowaniu się nad morzem i równie krótkim odpoczynku od roweru po drobnym rozruchu przyszedł czas na dłuższą wycieczkę. Postanowiłem nie czekać długo i udałem się w podróż do znajomych z Dębicy, aby ich wreszcie odwiedzić na rowerze, a przy okazji zgrać zdjęcia z morskiej bryzy ;D

Pogoda o poranku zapowiadała się wyśmienicie :) Od rana świeciło Słońce i wydawać by się mogło, że najgorszym może być lekki chłód o poranku. Nic bardziej mylnego ;) Pobudkę miałem tuż przed siódmą. Standardowo szybkie śniadanko w formie płatków z mlekiem, zmiksowanie izotoniku i dwie buły z dżemem :D Wyjechałem ok. 8 i od razu jechało mi się bardzo dobrze. Postanowiłem sobie, że postaram się przejechać trasę w miarę możliwości równym tempem :P Nie spodziewałem się jednak, że moja chora głowa i równie chore nogi postanowią, że prędkość będzie oscylowała w granicach 28-29 km/h. W końcu miałem do przejechania jakieś 110 km tylko w jedną stronę. Generalnie wybraną trasę znam nie od dzisiaj poza odcinkiem pomiędzy Mielcem a Dębicą.



Po godzinie pedałowania dotarłem do Tarnobrzega i stamtąd przez Ocice i Miechocin wbiłem się na Wisłostradę w kierunku Baranowa Sandomierskiego. Niestety nie założyłem sobie czasu na wizytowanie tamtejszego zamku, które lata świetlne nie widziałem.



Mniej więcej od Skopania droga była całkiem płaska, żadnych większych nierówności w terenie nie dało się w ogóle odczuć toteż jazda była dość przyjemna. Najgorzej, że zawsze po cichym poranku, czym bliżej południa zaczyna coraz mocniej wiać.
W Padwi Narodowej wyprzedziłem innego bikera, który skorzystał z mojego tempa i usiadł mi na kole. Kawałem dalej postanowiłem zjeść sobie batona i wtedy też z kolegą zamieniliśmy kilka zdań po czym wspólnie jechaliśmy na Mielec. Kolega powiedział, żeby się nie przejmować jak osłabnie i odpuści... Prowadziłem go prawie do samego Mielca (ciągle trzymając to samo tempo co na początku). Tuż przed Mielcem kolega odpuścił i szybko zniknął gdzieś w tyle ;/



Do Mielca wjechałem chyba ok 10:20-10:30. Od początku musiałem zjechać z super drogi, na mniej przyjemny CPR z kostki ;/ Generalnie Mielec dostałby odemnie 6 (za to, że 95% miasta przejechałem ścieżką rowerową wzdłuż drogi, którą miałem zaplanowaną)... niestety Polscy inżynierowie i ich pomysły pozostawiają wiele do życzenia. W wielu miejscach mnóstwo dziwacznych rozwiązań, braków, albo kombinowania na maksa. Generalnie mnóstwo hopków przy każdym wyjeździe z posesji i inne cuda. Najlepszy był na samym końcu :D W pewnym momencie na na końcu miasta kończy się CPR, a na drodze nadal ustawiony jest znak zakazu ruchu dla rowerów! Makabra - w pierwszej chwili zastanawiałem się, to którędy ja mam jechać właściwie? Nielegalnie drogą, czy chodnikiem (również nielegalnie). Wybrałem pierwszą opcję tym bardziej, że chwilę przede mną zrobił to samo inny rowerzysta. Po kilkuset metrach go dogoniłem, ale generalnie dlatego, że on dopiero się rozkręcał na szosie i nie jechał specjalnie szybko. Jak tylko go wyprzedziłem od razu za sobą usłyszałem dźwięk przerzutek co oznaczało, że mam kolejne koło do ciągnięcia. Kolega skorzystał okazji i zaczął szybciej kręcić... w pewnym momencie wskoczył na jeszcze wyższe obroty i mi odjechał w siną dal (szkoda, że nie powiedział dziękuję :P).
Dalsza droga do Dębicy przebiegła spokojnie i tak jakby kilka nierówności nie śmiało pojawiało się na horyzoncie ;] Ja się cieszyłem, że nadal cisnę równo i mocno. Chciałem tylko, żebym przypadkiem nie opadł z sił, bo wówczas powrót to mogłaby być istna katorga. Ok. 11:30 wjechałem do Dębicy i jak najszybciej chciałem dotrzeć pod blok znajomych. Chciałem się zmieścić z dojazdem do 12 i dzięki temu, że miasto już zdarzyło mi się 3 razy odwiedzić nie miałem większych problemów z odnalezieniem właściwej drogi ;)

Pod blok dotarłem punktualnie o 11:56 po dokładnie 3h i 57 minutach pedałowania bez nawet jednego postoju ;]
Po miło spędzonych blisko 3 godzinach w zacnym gronie i posileniu się przepysznym makaronem ze szpinakiem ruszyłem w drogę powrotną. Siedząc sobie u znajomych miałem obawy o nogi, bo trochę je czułem i nie wiedziałem jak to będzie po dłuższej przerwie z formą.
Od początku jednak wszystko szło dobrze i szybko wydostałem się z miasta. W pierwszym lepszym sklepie uzupełniłem bidony o świeżą Muszyniankę (jedyny mój postój tego dnia - łącznie 2-3 minuty), i szybko pognałem przed siebie. Najgorzej pedałowało mi się do Mielca, chyba przez to, że już wiedziałem co mnie w tym mieście czeka i nie za bardzo miałem ochotę męczyć się przejazdem przez to miasto ;/ Ale alternatywy jedna nie miałem i trzeba było to przeboleć. Do Mielca dojechałem w niecałe 50 minut, i czułem, że może mi się udać pokonać trasę powrotną szybciej. Dawałem z siebie ile mogłem, i dłuższymi fragmentami trasy trzymałem prędkość lekko powyżej 30 km/h. Czym bliżej byłem Tarnobrzega tym bardziej głowa wołała o postój, albo jak najszybsze znalezienie się już w domu. Nogi miały już trochę dość, ale postanowiłem nie odpuszczać... Nie mogłem teraz odpuścić i stracić szansę na niezłą średnią.

Do domu dotarłem po dokładnie po 3h i 53 minutach o wyjazdy z Dębicy - a więc o równo 4 minuty szybciej. Tym bardziej cieszę się, że udało mi się pojechać szybciej ponieważ od Baranowa Sandomierskiego droga nieznacznie pięła się do góry i przez to było mi trudniej zważywszy, że w nogach miałem już wtedy jakieś 170-180 km.

Tym samym też pokonałem kolejną 200 tego roku ;) Może uda mi się jeszcze pokonać maks dwie w tym roku... W zeszłym roku postanowiłem sobie, że w tym pojadę do Zakopane co też zrealizowałem. Na przyszły jak tylko zakupię szosę zamierzam wybrać się na morze :D I tego się będę trzymał ;]

Mapa:

Kategoria 200 i więcej km


Dane wyjazdu:
289.93 km 0.00 km teren
12:11 h 23.80 km/h:
Maks. pr.:61.58 km/h
Temperatura:40.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Kraków-Wisła-Kraków

Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 0

W sobotę przyszedł czas na długo oczekiwaną trasę do Wisły. W planach miałem ją od dłuższego czasu, ale jak dotąd wykonałem jedną próbę jej przebycia. Skończyła się po 25 kilometrach jak tylko powrócił ból w kolanie ;/

Plan pobudki na 4 rano był dobrym rozwiązaniem, ponieważ pogodynka zapowiadała ciepły dzień, a do tego noc była równie ciepła. Ja jednak standardowo nie miałem ochoty tak wcześnie zwlekać się z łóżka. Spałem może 4-5 godzin a mimo wszystko czułem się wyspany ;] Przestawiłem budzik na 6... i jak zadzwonił nie było mocnych i szybko zwlekłem się z łóżka. Szybka krzątanina, która trwała prawie półtorej godziny zakończyła się startem o 7:20 w trasę. Przez miasto udało mi się szybko przejechać i po godzinie byłem już w Skawinie. Stamtąd obrałem kierunek na Rzozów i dalej na Kalwarię Zebrzydowską. Od Rzozowa zaczyła się dłuższa wspinaczka, chociaż dość płaska z kilkoma hopkami :D Najpierw co ciekawe był mniej więcej 300 m podjazd ze średnią 10% nachylenia, a tuż przed Kalwarią Zebrzydowską natura oddała swoje i był zjazd również o nachyleniu 10% :D
Do Kalwarii dotarłem po niemal równo 2 godzinach jazdy (jeśli dobrze pamiętam było dokładnie po 1:45). Z Kalwarii prosto uderzyłem w kierunku Bielska-Białej.

Do tej pory udało mi się już złapać fajny rytm i jazda tą trasą była bardzo przyjemna. Trzymałem równe i mocne tempo, do tego kierowcy zwracali mimo wszystko na mnie uwagę i jedynie jeden pajac z autobusu postanowił wyprzedzać mnie w odległości 10 centymetrów od kierownicy w dodatku na podjeździe. W nagrodę dostał z łapy w karoserię :D
Taka podróż z pięknymi widokami mogła by trwać w nieskończoność. Do Andrychowa dotarłem w niecałą godzinę i stamtąd nadal szybko jechałem prosto do Kęt. Z Kęt droga była płaska i tak sobie jechałem, i nagle (ponieważ wstępny plan zakładał dojazd do Bielska-Białej), dojechałem do ronda kierującego na Żywiec. Szybko podjąłem decyzję, że jadę inną drogą :D To był dobry ruch, ponieważ udałem się w kierunku Porąbki i jeziora międzybrodzkiego oraz żywieckiego. Tam widoki napawały ogromem pozytywnej energii ;D Tam też przy zaporze Porąbka osiągnąłem 100 km trasy po niespełna 3 i 42 minutach drogi ;]
Stale wzrastająca temperatura coraz bardziej dawała się we znaki i z początkowych 20-21 stopni w Krakowie, w okolicach Żywca dobijała już do 41 stopni! Koniec to jednak nie był. W Tresnej przyszedł czas na uzupełnienie bidonów w wodę. Niestety zbliżało się południe i jechało się coraz ciężej, więc choćby 20 minut w cieniu był ratunkiem nie do ocenienia. Dalej zjechałem do Łodygowic, a stamtąd odbiłem na Szczyrk. Niestety po przerwie czułem, że z siłami jest coraz gorzej. Do Szczyrku udało mi się jeszcze dojechać w miarę szybko. Tam jednak jazda odbywała się już tylko po górę. Z początku było to prawie nie wyczuwalne, ale moje nogi mnie o tym wyraźnie uświadamiały. Doszedł do tego też dość mocny wiatr w czoło ;/ W końcu przystanąłem na jakimś przystanku i odpocząłem sobie jakieś 20 minut.

W głowie pojawiało się coraz więcej myśl zmierzających do poddania się i zawrócenia. Jednak ambicja nie pozwoliła mi na to i rozpocząłem wspinaczkę na Biały Krzyż. Na nim zmęczenie w nogach dawało ogromnie znać o sobie i przynajmniej 3 razy musiałem się zatrzymać, żeby złapać choć odrobinę sił w nogach. Nawet podjazd z Bukowiny Tatrzańskiej pod Głodówkę nie dał mi się tak we znaki, a dystans był bardzo podobny. Nie wiem ile dokładnie zajął mi ten podjazd, ale na oko trwało to na pewno co najmniej godzinę. Co gorsza podjazd ten najeżony jest zakrętami i jak tylko wydawało mi się, że to już będzie koniec podjazdu w oddali rysował się kolejny zakręt, który ewidentnie nadal wiódł pod górę :D Najgorszym widokiem byli mijający mnie inni bikerzy zjeżdżający z góry. Sam w końcu też dotarłem na szczyt i teraz to ja wymijałem kolejnych odważnych wdrapujących się na szczyt z tym, że od strony Wisły.
Zjeżdżając do Wisły ograniczałem prędkość ponieważ moje nogi nie były zbyt chętne do odpoczynku.

W Wiśle zrobiłem 45 minutową przerwą z czasem na dwa banany, jogurt, bułę i duże ilości picia. W między czasie miałem zamiar odwiedzić jeszcze koleżankę w Oświęcimiu i nawet wstępnie się z nią umówiłem... Liczyłem, że jak wyrobię się w godzinę do Bielska, to do 17 zdążę do Oświęcimia. Do Bielska udało mi się dotrzeć po mniej więcej 1 i 15 minutach. Niestety zmęczenie po tym czasie było już na granicy moich wytrzymałości. Z jazdy do Oświęcimia kategorycznie zrezygnowałem i po kolejnej 30 minutowej przerwie ruszyłem dalej. Nagromadzonych sił po soku pomidorowym wystarczyło na równo godzinę pedałowania - zdążyłem przejechać prawie 30 km. W Andrychowie postanowiłem się zatrzymać na kolejną przerwę. Przez jakieś 20-25 minut leżałem sobie na ławce z podniesionymi lekko do góry nogami. Ta przerwała pozwoliła mi na jazdę w miarę szybko przez kolejną godzinę. Jednak tym razem nie przejechałem już tak dużo. Ostatni dłużysz postój zaliczyłem również na ławce w Kalwarii Zebrzydowskiej. Na zegarku było już po 20, ale bez przerwy nie dałbym rady dłużej jechać w miarę mocnym tempem.

Z Kalwarii drogę powrotną znam już dość dobrze, więc miałem wyobrażenie co mnie na niej czeka. Udało mi się to wykorzystać i do samego Radziszowa udawało mi się pedałować ponad 25 km/h. Robiło się już coraz ciemniej, a ja miałem okulary przyciemniane, których ściągnąć nie mogłem ponieważ wówczas moje oczy nieustannie atakowane byłyby przez stada różnej maści owadów. Co chwilę słyszałem tylko jak kolejne uderzają o szkiełka. W Radziszowie postanowiłem, że w Skawinie muszę się zatrzymać chociaż na 5 min, dodatkowo przekonał mnie do tego żołądek, który zaczął się domagać karmienia. W kieszenie nie miałem już dużo pieniędzy, które wystarczyły na duże Prince Polo. Zęby mnie od niego strasznie rozbolały, a na przepłukanie ust miałem już tylko resztki wody ;/

Po chwili postoju żwawo jak tylko się dało ruszyłem na Kraków. Przez miasto nie miałem już najmniejszej ochoty jechać. Będąc już tak blisko cały myślałem już tylko o kąpieli i wygodnym łóżku...

W końcu ok. 22:20 przybyłem wymęczony pod blok... Ale i bardzo zadowolony z samego siebie, że pomimo wszystko UDAŁO SIĘ!!!

Później to już tylko kąpiel i sen... to 7 nad ranem. Tak szybko się wyspałem :D Nogi w sumie nie bolą za bardzo, czuję jedynie zmęczenie w mięśniach i braki w organizmie minerałów i innych przydatnych składników. Ale czemu się dziwić, skoro w Wiśle mogłem skrobać z siebie i ubrań kryształki soli, a maksymalna temperatura jaką zobaczyłem na liczniku wyniosła 42.5 stopnia (w Wiśle).

Na razie mam problem z dodaniem zdjęć, ale na pewno się pojawią... Niżej za to mapka z trasą, a wcześniej profil podjazdu pod Biały Krzyż.

PODJAZD POD BIAŁY KRZYŻ - PROFIL

Mapka trasy:

#lat=49.719506005916&lng=19.178741315917&zoom=13&maptype=ts_terrain
Kategoria 200 i więcej km


Dane wyjazdu:
297.24 km 0.00 km teren
13:08 h 22.63 km/h:
Maks. pr.:60.16 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"

Wielka Pętla: Kraków-Zakopane-Kraków

Sobota, 23 czerwca 2012 · dodano: 25.06.2012 | Komentarze 0

Jak Artur zaplanował tak i zrobił... Jednak początek był nie pewny. Plan zakładał pobudkę przed 5 i wyjazd najpóźniej o 6 rano. Jednak jak to bywa z planami, a raczej ich realizacją rzadko, kiedy się sprawdzają. Po przebudzeniu zupełnie nieświadomie zasnąłem i obudziłem się o 5:30. Patrząc przez okno miałem mnóstwo wątpliwości czy pogodynka.pl nie sprawiła mi psikusa. Nerwowo wyglądałem i patrzyłem na termometr i zastanawiałem się co robić. W końcu stwierdziłem, że nie ma to tamto i najwyżej się wrócę :) Szybko więc wstałem, zjadłem makaronik i jedyna rzecz jaka mnie trapiła to czy założyć bluzę z krótkim czy długim rękawem. Przy wyjeździe było 17,5 stopnia, a nie wiedziałem co mnie czeka dalej. Wybrałem jak się później okazało lepszą opcję - krótki rękaw :D
Na początku oczywiście czekał mnie przejazd przez całe miasto, co tym razem poszło mi nawet sprawnie. Następnie kurs obrałem na Swoszowice i dalej przez Sierczę oraz Pawlikowice dojechałem do Dobczyc. Stąd już kierunek znany mi, czyli Kasina Wielka. Tym razem jednak już nie pojechałem przez Węglówkę, a prosto a Kasinę Wielką. Zaraz za Wiśniową rozpoczął się pierwszy podjazd - ten z tych bardziej wymagających (chociaż w porównaniu do pozostałych do w sumie nie było nic wielkiego). Szkoda tylko, że niestety pogoda nie pozwalała za nadto podziwiać pięknych widoków... Dużo humor, do tego niska ich podstawa skutecznie to utrudniała. Do Kasiny wjeżdżało się bardzo przyjemnie, najpierw dość długi zjazd w lesie (zapach jodeł pierwsza klasa), a później dalszy ciąg nieco pokręcony z widokiem już na dolinę, w której Kasina jest położona. Justyny nie spotkałem, więc w sumie nie było na czym oka zawiesić i po pokonaniu podjazdu wyjechałem na drogę w kierunku Mszany Dolnej. Taka nie duża miejscowość, a korki jak na niektórych ulicach Krakowa ;/ Dalsza część trasy to już spokojne pedałowanie w kierunku Rabki, chociaż na tym odcinku ruch samochodów był już dosyć uporczywy ;/ W Rabce nie mając zbyt dużego pola wyboru za podpowiedzią kolegi z pracy pojechałem na Rdzawkę - kolega wspomniał, że jest tam "górka", ale nie przypuszczałem, że z takim nachyleniem. Jak tylko zobaczyłem ten znak:
Najdłuższe 1,8 km w życiu :) Rdzawka © Forti

przeżyłem duże zdziwienie :D Ale odwrotu nie ma...
Podjazd ten strasznie się dłuży, zapewne przez to, że co kawałek widać jakiś niby szczyt, a jak się już tam dojedzie to znowu wszystko idzie ciągle w górę i górę... i cały czas miałem wrażenie, że czym wyżej tym stromiej. Niestety na początku mocno przeszarżowałem i postanowiłem dać sobie 30 sekund odpoczynku, bo bałem się, że w końcu nogi powiedzą stop i wyłożę się jak długi :D Po iście sprinterskim postoju ruszyłem dalej pod górę, jednak tym razem narzuciłem sobie mniejsze tempo i wszystko było świetnie do momentu, aż nie oblały mnie siódme poty. Do tego mocno zaczęło grzać Słońce i stało się coś czego w życiu jeszcze nie doświadczyłem. Zaatakowały mnie muchy, które zmusiły mnie to drugiego postoju ;/ I to mnie zabolało, bo już słyszałem szum samochodów z Zakopianki i wiedziałem, że jestem już u celu ;/
Dalej trasa prowadziła krótkim odcinkiem Zakopianki od Klikuszowej do Nowego Targu. Wstępnie planowałem tam pierwszy dłuższy postój, z którego nic nie wyszło, bo mi się nie chciało zatrzymywać ;D Pognałem więc prosto na Bukowinę Tatrzańską :D Pierwszy długi postój odbębniłem dopiero w Białce Tatrzańskiej :D 1,5 świeżej Muszynianki, witamin shot, dwie drożdżówki i prince polo bardzo mi pomogły.
Czerwona strzała podczas odpoczynku © Forti

Moment przerwy wybrałem doskonale, bo niespełna 10 min później byłem już przy rondzie w Bukowinie, gdzie obierałem kurs na Łysą Polanę. Od samego ronda droga nieustannie wiodła już tylko pod górę :D Po mojej lewej powoli rozciągały się cudowne widoki na Tatry i tylko mogę sobie wyobrażać jak cudownie wszystko tam wygląda, kiedy widoczność jest dużo lepsza. Jadąc tak pod górę zastanawiałem się jedynie czy nie przedobrzę i wystarczy mi sił na powrót. Okazja na zmianę trasy była już tylko jedna. W Bukowinie mogłem zjechać w dół na Poronin lub pognać dalej pod górę w kierunku Łysej Polany - co też uczyniłem :D
W drodze na Łysą Polanę © Forti

Na tym odcinku podjazd już był bardzo przyjemny, albo piękne widoki, albo cisza w lesie... no i przede wszystkim samochodów jak na lekarstwo :)
Gdzieś przed Łysą Polaną © Forti

Tuż przed moim granicznym punktem minąłem jakąś grupkę bikerów, ale mam wrażenie, że nie mieli oni równie ekstremalnej trasy ;)
Uradowany dotarłem wreszcie na sławne skrzyżowanie:
Jest i główna atrakcja wyjazdu :) © Forti

Przez głowę przeleciała mi nawet myśl, żeby jeszcze zjechać w dół, ale jednak się opamiętałem i pojechałem już na Zakopane... bardzo długim zjazdem.
Do Zakopanego wjechałem równo o 13:50, pomimo tego, że mój wcześniejszy plan zakładał dojechanie ok. 12. Jednak skoro wyjechałem na trasę z sprawie godzinnym opóźnieniem to i tak nie było źle :)
Niestety przez to też nie zabawiłem tam zbyt długi i właściwie ograniczyłem się jedynie do szybkiego przejazdu przez Zakopane i Kościelisko. Stamtąd udałem się na Witów i prosto na Chabówkę. Od momentu jak tylko wyjechałem w Witowie poczułem duży przypływ energii, zjadłem szybko jeszcze jednego Liona i aż do Czarnego Dunajca nie zwalniałem odnotowując na tym odcinku średnią rzędu 30-32 km/h, a przejechane miałem już wówczas ok. 170 km.
Przebudzenie rycerza © Forti

Odziwo mniej więcej od Witowa zaczęło coraz śmielej przebijać się Słońce i gdyby nie silny, chłodny wiatr zaduch byłby nie do zniesienia. Spokojnie sobie pedałowałem przed siebie i dopiero kolejną niespodziankę miałem w Pieniążkowicach - kolejny podjazd, kolejne 7% nachylenia. Nie wiem czy to moje szczęście, ale jak do tej pory trafiają mi się dosyć krótkie podjazdy, a następnie prawie 2-3 razy dłuższe zjazdy. Mniej więcej o 16:15 dotarłem do Chabówki, gdzie z powody braku wody zatrzymałem się na stacji. Zabrakło mi również prowiantu więc musiałem odbyć nieco dłuższa przerwę. Niestety stacja nie miała cudownej Muszynianki i musiałem się zadowolić ubogą w magnez tandetą ;/ Dopiłem też Isostara i zjadłem kilka herbatników.
Dalej wyruszyłem omijając Zakopiankę przez Skawę do Jordanowa. Przejazd przez Skawę to chyba najmilsza część dnia... Dookoła cisza i spokój, Słońce już sobie mocno świeciło jednak w ogóle to nie przeszkadzało w jeździe. Joradnów przejechałem dosyć szybko, a dosłownie 2-3 km za nim natrafiłem na kolejny podjazd 7% :D Jednak te siódemki są szczęśliwe :D Wiedząc, że nie daleko mam już do Makowa Podhalańskiego, w którym to mam sprawdzony sklep z Muszynianką postanowiłem szybko wyzbyć się zapasów "tandety" i dosyć często ją popijałem, a drugie tyle wylewałem na siebie :)
Tuż po godzinie 18 dotarłem do Makowa, gdzie szybko kupiłem wodę. Jak tylko ruszyłem naszedł mnie niepokojący ból z lewego kolana, ale był to raczej dopiero wstęp. Naprawdę kolano zaczęło mi dokuczać tuż za Suchą Beskidzką ;/ Jedyne myśli jakie mi wtedy przyszły do głowy, to aby go nie nadwyrężyć do końca i oby mi się nie zblokowało... Wtedy jedynym ratunkiem były "hol" ;) Próbowałem jakoś ratować sytuację i próbowałem jechać naciskając na pedał tylko prawą nogą, jednak trudno jest tak nagle zmienić nawyki ;/ Przez jakieś 10-15 km strasznie się męczyłem, a czas uciekał jak szalony... W końcu wpadłem na genialny pomysł (jak się zaraz okaże), i wypiąłem z pedała lewą nogą wspierając ją jedynie na nim i całą siłę w pedałowanie wkładałem przez prawą nogę :D Skutek był bardzo pozytywny, udało mi się jechać nawet w granicach 28-30 km/h, a w tym czasie lewe kolano jedynie lekko dawało o sobie znać. Ryzyko było duże, ale czułem, że w każdej chwili moja jazda mogła się skończyć. Jakieś było moje szczęście jak dojechałem do Skawiny ;) Tam to już jakbym był w domu, pomimo tego, że nadal miałem do przejechania całe miasto ;) Ale zawsze mogłem wsiąść w autobus i dojechać do celu. Poddać jednak nie miałem się zamiaru i niemal punktualnie o 21:40 dotarłem pod blok ;]
Dzień pełen przygód dobiegł końca, a ja mimo silnego bólu w kolanie byłem z siebie bardzo zadowolony, tym bardziej, że według licznika zabrakło mi nieco ponad 2,5 km do 300. Gdyby nie ból w kolanie zapewne trasę ukończyłbym może i godzinę wcześniej, a wówczas na pewno pojechałbym tak, żeby 300 km pękło... Ale pęknie :D Już powoli zaczynam myśleć nad kolejną równie szaloną trasą :P Koniecznie z górkami ;D

Mapa:

/

Zdjęcia z wyprawy:



Oraz:

Wszyskie zdjęcia z Wielkiej Pętli
Kategoria 200 i więcej km