Info
Ten blog rowerowy prowadzi forti z miasteczka Kraków. Mam przejechane 10485.87 kilometrów w tym 97.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.55 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Sierpień10 - 0
- 2013, Lipiec24 - 0
- 2013, Czerwiec21 - 0
- 2013, Maj21 - 0
- 2013, Kwiecień16 - 0
- 2013, Marzec15 - 0
- 2013, Luty16 - 0
- 2013, Styczeń18 - 0
- 2012, Grudzień16 - 0
- 2012, Listopad14 - 0
- 2012, Październik14 - 4
- 2012, Wrzesień20 - 0
- 2012, Sierpień18 - 0
- 2012, Lipiec28 - 0
- 2012, Czerwiec16 - 2
- 2012, Maj12 - 0
- 2012, Kwiecień3 - 0
- 2012, Marzec5 - 0
Dane wyjazdu:
144.43 km
18.00 km teren
07:48 h
18.52 km/h:
Maks. pr.:58.43 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:KTM "One"
To nie tak miało być...
Sobota, 29 września 2012 · dodano: 29.09.2012 | Komentarze 0
Tytuł może sugerować niepowodzenie, ale jest wręcz odwrotnie.Wszystko generalnie zaczęło się od pewnego czerwcowego wyjazdu: Plan B. Wtedy to też przejeżdżałem sobie drogą z Wiśniowej w kierunku Węglówki i dalej do Kasinki Małej. Po drodze na jednym ze szczytów zauważyłem mały drogowskaz z kierunkiem na obserwatorium astronomiczne. Miało być zaledwie 3 km z tego miejsca, ale wówczas na podjazd się nie skusiłem i powiedziałem sobie, że jeszcze w tym roku tam wrócę :P Słowa dotrzymałem, a co więcej dobrze, że wtedy tam nie pojechałem.
Wczoraj dumając nad tym gdzie by tu się przejechać pomyślałem o obietnicy dla samego siebie i długo już nad trasą nie musiałem myśleć. Plan zakładał przejazd z Krakowa stałą trasą przez Swoszowice, Dobczyce do Wiśniowej. Drogę powrotną planowałem generalnie niemal identyczną z tą różnicą, że z Dobczyc miałem pojechać na Koźmice Wielki. Standardowo wyjazd z Krakowa zajął mi ok 40-45 min, a po 1h i 40 minutach byłem już w Dobczycach. Co ciekawe droga z Dobczyc do Wiśniowej zajęła mi zaledwie 20 min, czym byłem dość miło zaskoczonym. W Wiśniowej na przystanku postanowiłem chwilę odpocząć przed wspinaczką do obserwatorium.
Do obserwatorium z Wiśniowej jest ok. 9 km, które mi zajęły ok. 40 minut. Z tych 9 km, ok. 7 km wiedzie po asfalcie. Dopiero ostatnie 1,5-2 km są strasznie męczące ponieważ droga jest usłana kamieniami różnej wielkości, a do tego czym bliżej szczytu, tym zwiększa się kąt, pod którym pokonuje się wzniesienie. Po drodze musiałem przez jakieś 150-200m iść pieszo ponieważ ilość kamieni była zatrważająca i do tego spoczywały one dość luźno, a ja niestety nie jestem na co dzień z takimi wyprawami :) Generalnie nie miałem w ogóle świadomości, że będę musiał pokonywać taką drogę. Byłem przekonany, że cała droga będzie wyasfaltowana :D Największym błędem było to, że nie zrobiłem zdjęć w kilku miejscach - a wszystko przez to, że byłem pewny o moim powrocie tą samą drogą :)
Na szczyt Lubomira, i pod samo obserwatorium dotarłem ok. 13:15 i postanowiłem tam dłuższą chwilę poświęcić na posiłek :) Sam szczyt sięga 904 m n.p.m., i tylko szkoda, że w koło jest dużo drzew, które zasłaniają widoki. Obchodząc dookoła obserwatorium zauważyłem, że w dół biegnie czerwony szlak, który za razem jest oznaczony jako ten przeznaczony dla rowerzystów. Powoli zacząłem kalkulować i przed jazdą nim powstrzymywało mnie to, że nie wiedziałem gdzie nim dojadę. Na szczęście na górę dotarło małżeństwo, które mijałem po drodze i mieli mapę :) Okazało się, że dojadę nim aż do Myślenic co mi bardzo się spodobało :) Jeszcze mnie pani pochwaliła i była pełna podziwu, że udało mi się wyjechać na szczyt rowerem :)
Na początku droga ku Myślenicom była bardzo przyjemna, zero kamieni, dość dobrze wychodzona droga i nawet korzeni nie za wiele było. Po kilkunastu metrach po lewej stronie dostrzegłem polanę, z które rozpościerał się cudowny widok na północ... tej okazji nie przegapiłem i zrobiłem kilka zdjęć. Dalej droga czerwonym szlakiem zaczęła się stawać coraz bardziej kamienista i stroma. Dopiero tuż pod stacją narciarską Koniki na chwilę się uspokoiło ;) Po kilkuset metrach jednak nastąpiła powtórka z rozrywki. Teraz jednak nie jechałem w dół, a przyszło mi walczyć ze wzniesieniem. Po drodze pokonałem jeszcze jeden szczyt - jakiś na "S" o wysokości chyba 652 m n.p.m. Nieopodal musiałem przez kawałek wspinać się pieszo pod górę - droga stała się dość wąska, kamieni znowu dużo i przede mną turyści - swoją drogą ludzie na szlaku się uśmiechali i chyba nie do końca dowierzali rowerzyście na szlaku :D
W końcu też zacząłem znowu zjeżdżać w dół i wiedziałem, że muszę już być blisko końca szlaku. Droga coraz bardziej stromo zbiegała w dół, a ja nie mogłem ani na chwilę odpuścić hamowania. Sama końcówka szlaku to już zjazd mniej więcej pod kątem 60 stopni w dół po śliskiej ścieżce. Później znowu dojechałem do miejsca wycinki drzew, które było niemiłosiernie rozjechane przez traktor i do tego ziemia tam to jedno wielkie błoto. Wreszcie też udało mi się wyjechać z lasu i zjechałem na asfalt :) Szlakiem przejechałem w terenie ok. 15 km, a droga ze szczytu Lubomir do Myślenic zajęła mi ok 1h 20 min.
Z Myślenic szybko pognałem w kierunku Dobczyc i odbiłem w drogę na Siepraw. W Zakliczynie znowu się posiliłem i dokupiłem wodę. Dojeżdżając do Swoszowic zadzwonił kolega i umówiłem się z nim na przejażdżkę po Krakowie :D A co mi tam :)
Po Krakowie przejechaliśmy się w iście turystycznym tempie najpierw jadąc na Kopiec Kościuszki. Dalej pojechaliśmy przez Przegorzały pod Klasztor Kamedułów i do Kopca Piłsudskiego. Stamtąd w dół, w kierunku Panieńskich Skał do al. Kasztanowej, na Błonia, przez Rynek w kierunku ronda Mogilskiego i tak przez Meissnera do Ronda Barei. Tam się rozstaliśmy, a ja czym prędzej pojechałem, bo głód mocno już dawał się we znaki ;)) W sumie wyjeżdżałem spod bloku chwilę po 10 rano, a wróciłem po niemal równo 10 godzinach :D
Po raz pierwszy na trasie sprawdziłem działanie mojego magicznego napoju :)))) W smaku idealnego i jak dla mnie bardzo skutecznego :D
Nie jestem w stanie odtworzyć dokładnie mapy przejazdu, a sam jestem ciekawy ile przewyższeń udało mi się dzisiaj pokonać ;/
A to kilka zdjęć z wyprawy:
Kategoria 100-200 km